Kończąc naszą objazdową przygodę z Hiszpanią, postanowiliśmy zahaczyć o jeszcze jedno wyjątkowe państwo, w którym nasze stopy i łapy do tej pory nie stanęły - Andora.
Czy wywarła na nas duże wrażenie i dołączyła do naszych punktów „dog friendly” oraz przede wszystkim czy warto było nadrobić kawałek drogi aby ją odwiedzić? Na te i inne pytania znajdziesz odpowiedzi w tym wpisie.
Nie da się ukryć, że Andora od samego początku zadziwiła nas swoim strzelisto-górskim krajobrazem. Warto wiedzieć, że kraj ten leży na wysokości pow. 1000 m n.p.m. Mimo, że kraj ten można tranzytem przejechać w kilkadziesiąt minut wiedzieliśmy, że spędzimy tu weekend i chcieliśmy go w 100% wykorzystać.
Wjazd do Andory
Do Andory wjechaliśmy w piątek po południu od strony hiszpańskiego miasteczka La Su d’Urgell. Ku naszemu zdziwieniu mieliśmy nieoczekiwaną kontrolę służby granicznej na jednym z rond - dosłownie na kilka kilometrów przed główną granicą państwa. Zostaliśmy przeliczeni i sprawdzeni czy faktycznie poruszamy się samochodem kempingowym 🙂 Przejazd przez granicę natomiast odbywał się płynnie pod okiem wszechobecnych kamer monitoringu. Andora to państwo, a właściwie księstwo, które nie należy do Unii Europejskiej ani do strefy Schengen więc jak najbardziej trzeba spodziewać się tutaj wybiórczej kontroli. Przejście graniczne funkcjonuje w pełni, a służba graniczna widoczna jest tutaj na każdym kroku. Drugi istotny fakt wynikający z autonomiczności tego państwa to brak cła, co czyni go jedną, wielką strefą wolnocłową i jednocześnie rajem dla fanów tego typu turystyki.
Pierwszy postój odhaczamy na parkingu w la Riberola pod marketem River i tutaj też mamy pierwsze doświadczenia zakupowe związane z różnicą cen począwszy od napojów wyskokowych po produkty elektroniczne. Nie sposób nie skorzystać z okazji.
Zwiedzamy miasto Andora
W sobotę z rana wjeżdżamy do Andorra de la Vall i zaparkowaliśmy na Aviguda de la Borda Nova, gdzie za parking zapłaciliśmy 1.70 EUR za 3 godz. (parking płatny od 9-13 i od 15-20, 1 godz.: 0.50 EUR). Ilość parkingów miejskich oraz prywatnych jest w naszej ocenie bardzo atrakcyjna i każdy z pewnością znajdzie dla siebie kawałek miejsca. Cena parkowania również wydaje się być całkiem atrakcyjna. Do atrakcji miasta z pewnością należy zaliczyć:
- Casa de la Vall - najstarszy kamienny dom w Andorze z XVI w. - niegdyś siedziba rządu.
- Kościół Sant Esteve de Andorra la Vella.
- Ulica Merirxell - to główna ulica zakupowa ale również historia miasta.
- Rzeźba inspirowana obrazem Salwadora Dali Noblesse du temps.
- Central Park - główny park niedaleko od centrum.
Do wszystkich tych punktów docieraliśmy ulicami bądź deptakami zamkniętymi dla ruchu samochodowego.
W oczy rzucają się piękne fasady budynków z kamienia oraz nowoczesne obiekty z wielkoformatowym przeszkleniem. Od czasu do czasu mijamy murale, które podkreślają artystyczną sferę tego nowoczesnego miejsca. Miasto jest wielopoziomowe. Czuje się to nie raz podchodząc pod „wymęczającą” górkę by chwilę później zejść miejskimi schodami lub windą 3 piętra w dół by kontynuować zwiedzanie.
W wielu miejscach mijamy wyrastające nagle z ziemi skały, stanowiące fundament dla wielopiętrowych budynków. Daje to wrażenie pełnej integracji człowieka z tym trudnym ale jakże naturalnym terenem.
Coś dla czworonogów
Przechadzając się głównymi traktami miasta w oczy rzucają się wszechobecne zakazy wstępów psów na skwerki i trawniki. Nie ma też ich zbyt wiele w ścisłym centrum więc należy o tym pamiętać by przed wejściem do miasta wyszaleć się z psem i pozwolić mu załatwić najpilniejsze potrzeby. Dzięki temu jest duże prawdopodobieństwo uniknięcia podbramkowych sytuacji w miejscach o dużym natłoku turystycznym. Dobrym momentem zatem na rozpoczęcie zwiedzania tego wyjątkowego miasta jest Central Park.
Pełny szok natomiast przeżyliśmy na historycznej ulicy Merirxell. Właściwie do każdego sklepu, który chcieliśmy odwiedzić obsługa zapraszała nas z psem i nie stanowiło to żadnego problemu co bardzo zapunktowało w naszych testach na przyjazność dla psów w Andorze. Oczywiście pełny zakaz obowiązuje w przypadku sklepów ze spożywką.
Oczywiście nie omieszkaliśmy wejść do sklepu zoologicznego i sprawić młodej małą pamiątkę z Andory 😉 Obsługa sklepu również stanęła na wysokości zadania i dokarmiła smakołykami zmoczoną wiosennym deszczem Skadi.
W drodze powrotnej zahaczyliśmy o wspomniany wcześniej Central Park gdzie mogliśmy się wybiegać i dostarczyć Skadi nieco więcej endorfinek niż w zatłoczonych samochodami i ludźmi ulicach miasta, które umówmy się szczerze - nie jest dla nich aż taką atrakcją. Mimo, że występują w kilku miejscach zakazy wejścia z psem nawet w parku - zawsze można znaleźć jakiś kawałek dla siebie.
Zwiedzanie miasta oraz towarzyszące temu zakupy zajęło nam ok. 4 godzin. W tym czasie można naprawdę dużo zobaczyć i poznać choć ułamek tego pięknego miasta.
Internet w Andorze...
Z racji autonomiczności tego królestwa i braku przynależności do UE - nie działają tutaj wszelkie standardy roamingowe do jakich można przyzwyczaić się na terenie Unii Europejskiej. Należy zatem pamiętać, że roaming w Andorze będzie działał z naliczeniem opłat na równi z Wielką Brytanią, czy Białorusi.
W całym mieście natomiast znajduje się rozbudowana sieć hotspotów WiFi dzięki czemu można od czasu do czasu przejść do trybu online. Jeśli jednak potrzebowalibyśmy być bardziej niezależni w pozostałej części tego kraju - warto pomyśleć nad zakupem karty SIM jedynego operatora Andorra Telecom. Przykładowo oferta z 4 GB pakietem danych kosztuje 25 EUR.
Nawigacja w terenie
Drogi internet i sporadyczność dostępu do hotspotów w strefach zamiejskich powoduje, że pomyśleć należy wcześniej nad zaopatrzeniem swojego smartfona mapę offline, która zdecydowanie ułatwi poruszanie się po drogach oraz szlakach pieszych. Nam bardzo dobrze sprawdziła się aplikacja Maps.me, dzięki której udawało nam się znaleźć wyjścia na szlaki oraz wszelkie atrakcje w okolicy.
Tankujemy vana
Niewątpliwie strefa bezcłowa wyczuwalna jest również na stacjach benzynowych, co zachęciło nas do uzupełnienia baku do pełna. Cena litra oleju napędowego wynosi 1.32 EUR. Różnica zatem pomiędzy Hiszpanią wynosi nawet do 0.30 EUR na korzyść Andory 🙂
Zwiedzamy dalej
Ze stolicy wybraliśmy się na północ w stronę La Massana by następnie dostać się do Ordino Arcalis (centrum narciarskie). W tym regionie zastał nas już śnieg na wysokości 2100 m. i temperatura 4*C. Niestety nie osiągamy zamierzonego celu ponieważ droga w zaplanowanym kierunku była zamknięta. W tej okolicy chcieliśmy pójść szlakiem w kierunku Estanys de Tristaina - grupy kilku malowniczo położonych jezior. Niestety warunki pogodowe nie wróżyły nic dobrego - deszcz padał cały dzień co skutecznie nas zniechęciło. Zmieniamy miejsce i jedziemy w stronę Canillo.
Przejazd do Canillo
Każdy przejazd z punktu do punktu wiąże się z pokonaniem serii serpentyn, dużych przewyższeń z pięknymi punktami widokowymi i przebijaniu się przez warstwy chmur. Zmierzamy drogą CS 340 w stronę Canillo, podczas której naszą uwagę przykuwa figurka Tomarrona (lokalnych bohaterów o imionach odpowiednich dla nazw regionów) w tym przypadku mowa o stworku Cannilo, z którym można zrobić sobie pamiątkowe selfie 🙂 Miejsce to leży na wysokości ok 2000 m. Tutaj spędzamy miło wieczór, zwiedzając okolicę i podziwiając ośnieżone górskie korony. Gdzieniegdzie przebijają się promienie słoneczne co wróży dobrze na następny dzień. Zostajemy tutaj na noc.
Idziemy na szlak
Niedziela zaczyna się słonecznie. Podjeżdżamy na punkt widokowy Roc del Quer z charakterystyczną rzeźbą mężczyzny spoglądającego w dolinę i położonym tam miastem Conillo. Od Parkingu do tarasu widokowego dzieli nas 10 min. drogi pieszo. Jesteśmy tutaj z rana więc w zupełnej samotności podziwiamy piękny widok z tarasu.
Zjeżdżamy do Conillo serpentynami na główną drogę tranzytową CG-2 i uzupełniamy bak paliwa na najbliższej stacji benzynowej. Kierujemy się w stronę miejscowości Soldeu gdzie znajdujemy parking u stóp doliny Juclar. Wyznaczyliśmy tutaj sobie 8 km odcinek szlaku w obie strony wzdłuż Riu d’Incles będącej dopływem głównej rzeki Andory Riu Gran Valira.
Szlak prowadzi przez las, a po drodze mijamy kamienne domy, mostki, trapy przeprowadzające nas nad licznymi strumykami i źródłami wody.
Nasz punkt finalny to Pont del Travenc usytuowany tuż pod głazowiskiem Solana de Juclar. Słońce wciąż dopisuje więc robimy sobie tutaj chwilę odpoczynku, ładujemy się pyszną piernikową czekoladą by po chwili obrać kierunek powrotny w stronę kaskady Pont de la Baladosa. Pozostały odcinek szlaku już dobrze znamy wiec powrót zajmuje znaczniej mniej czasu.
Przejście zajęło nam 4h podczas, których nie dało się nie zatrzymać i poddać urokom tej doliny. Na całej drodze przejścia towarzyszy szum strumyków i zewsząd spływające cieki wodne. Wracamy do vana naładowani pozytywną energią jakie dostarczyła nam ta wędrówka i z wielkim uśmiechem na twarzy mimo lekkiego zmęczenia ruszamy dalej - wybór tego szlaku był świetnym pomysłem na niedzielne popołudnie.
Kierunek Francja!
Decydujemy się by ruszyć dalej. Jadąc w stronę granicy z Francją wybieramy jednak starą drogę (nie tunel) by pokonać ostatnie przewyższenie w Andorze. Po ok. 15 minutach jazdy w górę docieramy na górny parking ok. 2400m n.p.m. pod Pic de Maia i tam zatrzymujemy się by rzucić ostatni raz okiem na bajkowo ośnieżone szczyty Pirenejów. Szybka kawka, spacer pod stację narciarską… i zastaje nas śnieżyca, która jak się potem okazuje zatrzymuje nas tutaj do rana. Przez resztę wieczoru wsłuchiwaliśmy się w uderzające o karoserię śnieżne grudy.
W ciągu nocy napadało kilka centymetrów śniegu przykrywając naszego vana lekką pierzynką śnieżnego puchu. Jednak i w tym sezonie śnieg nas dorwał. Dla Skadi natomiast było to pierwsze spotkanie w życiu ze śnieżnymi kulkami i doświadczenie spadających płatków śniegu na jej nos 🙂
Wyjeżdżamy z rana. Droga jest odśnieżona i przygotowana do dalszej jazdy. Przekraczamy przejście graniczne Andora - Francja i rozpoczynamy prawie godzinny zjazd z Pirenejów.
Podsumowując
Weekend w Andorze z zadowoleniem wkładamy na półkę z ulubionymi miejscami, w których mieliśmy okazję być. Cudowna dolina, zadbane miasta, szlaki turystyczne, atrakcyjna baza do uprawiania sportów zimowych sprawia, że z pewnością jeszcze tutaj wrócimy by poznać jeszcze więcej jej pięknych zakątków. Z pewnością warto przyjechać tutaj by poczuć rytm tego wyjątkowego państwa położonego w samym sercu Pirenejów. Dla nas, dużym atutem okazał tryb offline i doświadczenie wszystkich tych atrakcji i kontaktu z otoczeniem bez dostępu do internetów. Może to właśnie taka ostatnia ostoja w Europie.
Jeśli nie byliście jeszcze w Andorze to z czystym sumieniem polecamy ten kierunek. Jeśli macie jakieś swoje przemyślenia lub doświadczenia z tego miejsca - podzielcie się nimi z nami.